Chciałem Wam dzisiaj opowiedzieć jak wygląda taki mój
zwykły, szary dzień. Przeczytajcie więc:
Rano
o godz. 6:30 pobudka w męczarniach.
Dla mnie, śpioszka, to po prostu
katusze ! No ale dobrze. Jak już
wstanę, a zajmuje mi to około 10 minut, to trzeba się odświeżyć
i przybrać odzienie. Oczywiście w pośpiechu,
gdyż 6:50 a w ogóle najlepiej 6:45 muszę grzać
już zimny, średnio
wygodny samochodowy fotel. Kolejne 10 minut to fascynująca podróż
przez miasto, z korkami lub bez. Jeżeli
nie kolejka aut tarasujących
mi drogę, to kochane światła
drogowe. Zawsze znajdzie się
coś, chcącego skomplikować
życie. Później muszę
opuścić środek
transportu jakim jest stary ciągle
psujący się RENAULT. Wysiadam na
przystanku autobusowym, przynajmniej z nazwy. Do tego zaszczytnego tytułu uprawnia go znak na krzywym metalowym słupie :) Nikt nie raczył zamontować
w tym miejscu choćby
najgorszej jakości betonowej ławki, lub jakiegokolwiek innego rodzaju siedziska zbitego z
drewna. W końcu po co marnować pieniądze
zakładu komunikacji
miejskiej lub urzędu. Po wspaniałych 30 minutach czekania nadjeżdża
autobus. Nie owijajmy w bawełnę. Komfort nie z tej ziemi. Pojazd marki LEXUS, ze
stereofonicznym nagłośnieniem DOLBY DIGITAL, 55'' TELEWIZOREM LED 3D,
podgrzewanymi siedzeniami i barem mlecznym. A tak na serio to zatłoczony gruchot, w którym ciężko
o miejsce do stania. O siedzeniu nie wspomnę. Nie wiem jak wy, ale ja, jadąc chciałbym
widzieć gdzie już jestem. Awykonalne.
Po co w ogóle
myć brudne szyby? Jak więc wysiąść
na właściwym przystanku? Otóż ja, rozpoznaję
go po mocnym skręcie w lewo. Dojeżdżam.
10 minut pieszego spacerku i jestem w szkole. Teraz 8 godzin wspaniałej nauki. Szczególnie
lekcje takie jak plastyka i wf. jednym słowem, a właściwie dwoma- szkoła przetrwania. Jeżeli przetrwam, a zdarza się, następuje
wycieczka na przystanek, a później podróż kolejnym mega wygodnym autobusikiem. Jest to drugie
miejsce, zaraz po miejskim trawniku, gdzie lepiej uważać
gdzie stawia się nogi. Podłoga czystej wody tam chyba jeszcze nie widziała . Co najwyżej
taką, z roztopionego zimowego śniegu. Oprócz tego wszystko jest okej. W mieście obieram kierunek " dom babci". Głównym celem mojego pobytu, jest poczekać sobie na tatę
(czytaj: samochód). Wyszło
mi takie niezbyt poprawne zdanie. No cóż.
Wróćmy do tematu
babci. Czasami uda załapać się
na cieplutki pyszny obiadek. Mmmm! Nie wiem do końca, co sprawia ze babcine wytwory są jedynie w swoim rodzaju.
Drzwi własnego domu otwieram
po 16, a. W czwartki godzinę później. Po obiedzie trzeba zabierać
się do nauki. Tak więc po pospiesznym posiłku dalej trawiąc
ledwo co przyswojony pokarm otwieram kolejno książki na fascynujących tematach. Jedne wchodzą do głowy w mig, a inne... No właśnie - inne. Choć bym nie wiem ile się uczył, to biologii się nie wyuczę do perfekcji. I właśnie przez ten kochany przedmiot, mam zagwarantowane zajęcie na kilka popołudni. Zacząłem pisać tego posta w niedzielę wieczorkiem. Kończę w piątek. Wprowadźmy sobie taką korektę. Dochodzę do wniosku, że przy wstawaniu, to nie to, że mi się nie chce. Dzisiaj i wczoraj po prostu ciężko znaleźć rano siłę. W tym tygodniu i w ostatni weekend znalazłem czas na wysłanie... aż 1 maila! Łał. I na co ja czekam. Pewnie myślicie sobie teraz, skąd wziąłem czas napisanie tak obszernego posta. Stworzyłem go w autobusach, wykorzystując czas w którym i tak nic innego nie zrobię. Zdziwko ?
A teraz z przesyłek. Dzisiaj nic :( Ale wiecie dlaczego. Wczoraj tylko jedna, skromna przesyłka z Norwegii. Można by rzec, że jest ona od Marit Bjørgen, zobaczcie dlaczego :)
Sorki za jakość zdjęcia.
Dostałem dziś odpowiedź od Mydlarni i czekam na przesyłkę do testów. Wreszcie :))))
Zadałem Wam ostatnio pytanie. Mianowicie, do kogo w tym miesiącu napiszę listy. Chcecie znać odpowiedź ? Branża spożywcza. Zobaczymy, no bo dlaczego by nie spróbować :) Czekajcie na posta z wygraną w konkursie i to takim, który z pewnością znacie i słyszeliście. Na razie nic nie zdradzę, ale nie bez przyczyny w zdaniu wcześniej występuje wyraz "słyszeliście" Pozdrawiam.
Ech... Czasy szkolne... Bardzo miło wspominam 4 lata liceum. To były czasy :) Potem 5 lat studiów. Teraz za to codziennie wstaje o 5:40 wsiadam do "bordowej strzały" (mojego Punciaka) i jadę 25 km do pracy, żeby użerać się z męczącym szefem w pracy... którą bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńJednak spożywcza branża teraz :) Byłem ciekawy co teraz będzie.